Znalazłam się w pewnym
momencie na dworze. Uderzyło we mnie lutowe zimno. Nie przejmowałam się tym.
Biegłam jak najszybciej przed siebie, ale moje szpilki skutecznie to
utrudniały. Po policzkach ciekły obficie łzy. Niall był już bardzo blisko mnie.
Nie widziałam go, ale czułam jego obecność. Nie dostrzegałam niczego wokół mnie.
Dopóki nie oślepiły mnie dwa światła naprzeciwko mnie. Znalazłam się na jezdni.
W moim kierunku pędził samochód. Na drodze było ślisko. Nie miał szansy
zahamować. Boże, przecież on jechał z ogromną prędkością. Patrząc na to, że
byłam przeraźliwie chuda, połamałby mnie od razu. Nie przeżyję tego-
pomyślałam. Nie mogłam nawet nic pomyśleć. Życie nie przeleciało mi przed
oczami. Nie było jak w filmach. Czułam tylko potworne przerażenie i myśl, że
zaraz zginę. Nie miałam najmniejszych szans. Gdybym była tęższa i miała grubsze
kości, może. Jednak z moim obecnym stanem, nie miałam szans.
Na mojej
twarzy zagościło przerażenie. Bałam się i to bardzo. Jednak w pewnym momencie
poczułam na moich ramionach ręce. Ktoś mnie popchnął, a ja zaczęłam spadać z
dala od toru ruchu auta, ale ten, kto mnie uratował, stał na moim miejscu.
Niall. To wtedy czas zwolnił.
Patrzyłam głęboko w
jego równie przerażone oczy. Stał ubrany w elegancką białą koszulę i czarne
spodnie. Jego delikatne, blond włosy opadły mu na czoło. Jego pełne, lekko
różowe usta były lekko rozchylone. Wpatrywał się we mnie, a ja nadal spadałam.
Auto było od niego zaledwie 10, może 15 centymetrów. Chciałam cofnąć wszystko.
Nie wyjść z tego budynku, nie wbiec na jezdnie. To ja powinnam być na jego
miejscu, nie on. Uratował mnie, a sam mógł zginąć. Dotarło to do mnie wraz z
poczuciem jego rąk. Był gotów oddać za mnie życie, bo mnie kochał. Czułam to
patrząc na niego.
Miał przepiękne oczy w
niebieskim odcieniu. Były cudowne, umiałam na nie patrzeć godzinami. Nie
chciałam, żeby zasłoniły je na zawsze powieki.
Kiedy moje
pośladki dotknęły ziemi, nogi Nialla, a maskę samochodu dzieliły milimetry.
Patrzyłam na niego nadal, cholernie się bojąc. Chciałam krzyczeć, żeby to się
nie stało, ale zanim bym otworzyła usta, byłoby po wszystkim. Poświęcił się dla
mnie.
Moje ręce kilka
tysięcznych sekund później znalazły się na podłożu. Wtedy auto dotknęło nóg
Nialla. Czas zaczął przyspieszać. Twarzy chłopaka wykrzywiła się z bólu.
Zamknął oczy i otworzył usta. Cholernie go bolało. Potem całe jego ciało poleciało
na maskę samochodu. Był tak wysoki, a samochód tak wąski, że odbił się
ramieniem od szyby. Modliłam się tylko, żeby to okazał się zły sen. Wtedy
dotarł do mnie jego rozdzierający uszy krzyk. Czułam w nim wiele cierpienia i
bólu.
To wszystko trwało
nie więcej niż sekundę. A dla mnie trwało to wieczność. Wtedy czas powrócił do
normalności.
Ciało blondyna opadło
gwałtownie na ziemię, a auto już się nie poruszało. Chłopak leżał na plecach.
Siedziałam od niego dosłownie dwa metry.
- Niall – wyszeptałam, a w moim głosie wyczuć można było
niedowierzanie. Gdyby nie wybiegł za mną od razu, to ja bym leżała na jego
miejscu, na pewno martwa. Przeczołgała się do niego. Miał paskudną ranę na
ramieniu, widniały w niej resztki szkła. Śnieżnobiała koszula stawała się
czerwona w zastraszającym tempie. Trochę pod jego kolanem też dostrzegłam krew.
Wydarzył się chyba cud, bo na głowie miał tylko małą, w porównaniu do reszty,
ranę.
Jego oczy były
otwarte, ale kiedy zamrugał, wiedziałam, że żyje. Jednak bardzo słabo oddychał
i to wzbudziło u mnie przerażenie.
- Niall kochanie – wybełkotałam, nie wiedząc co robić. Wszystkie
zasady pierwszej pomocy wyleciały mi z głowy. Nawet nie pamiętałam numeru na
pogotowie. To było okropne. Ręce mi się trzęsły. Położyłam dłoń na jego
policzku, mając chyba nadzieję, że uśmierzę jego ból. On spojrzał na mnie. Nie
widziałam w jego oczach urazy.
- B-boli – wyjąkał. Wtedy po mojej twarzy popłynęły obficie łzy.
- W-wiem – powiedziałam z równym przerażeniem, ale mniej zrozumiale,
przez płacz.
- Tu – wyszeptał i wskazał na klatkę piersiową. Boże, wiedział
jedno. Żebro przebiło mu płuco. Z bólu nie mógł oddychać. Przeraziłam się. Nie
wiedziałam, co zrobić.
- Ratunku! – zaczęłam przeraźliwie krzyczeć. Zauważyłam, że z
samochodu wyszedł mężczyzna i szedł w moim kierunku.
- Courtney, nie mogę oddychać – wybełkotał Niall. Wtedy poczułam
czyjeś ręce na ramieniu, a ja zaczęłam się rzucać. Nie chciałam, żeby ktoś mnie
od niego zabierał. On umierał, ja to wiedziałam. Nikt nie mógł mnie od niego
oddzielić.
- Uspokój się, jak mu nie pomogę to nie przeżyje – warknął
mężczyzna, a wtedy posłusznie się odsunęłam. Nadal cała się trzęsłam. Nie
potrafiłam opanować płaczu i przerażenia. Widziałam tylko, że Niall umiera.
Mężczyzna z nim rozmawiał, ale on był taki słaby. Nie mogłam tego znieść. To
wszystko przeze mnie.
Przeczołgałam się
do mężczyzny, który oglądał, jakie rany odniósł Niall. Nie zwróciłam na niego
uwagi i patrzyłam na chłopaka. Był cały blady i wątły. Moje serce już dawno pękło,
a sumienie rozsadzało mi głowę. To wszystko przez moją nieostrożność. Przez nią
Niall umierał. Nie mogłam znieść świadomości, że byłam winna jego śmierci.
Nachyliłam się
nad nim i delikatnie pocałowałam w czoło.
- Kocham cię Aniołku – wyszeptał, a ja cicho załkałam. – Będę się
tobą opiekował – dodał zamykając oczy, a wtedy nie byłam w stanie opanować
mojej histerii.
- Wybacz mi kochanie – wybełkotałam, po czym wstałam od niego.
Wtedy
mój mózg kompletnie się wyłączył. Chyba tamten mężczyzna powiedział, żebym
zadzwoniła po karetkę. Po co? Skoro on nie żył. Wiedziałam to. Nie chciałam się
już odwracać. Widok martwego ciała osoby, którą kochałam, byłby dla mnie nie do
zniesienia. Zaczęłam iść w dobrze znaną mi drogę. W pewnym momencie biegłam
szturchając pojedynczych przechodniów. Nie obchodziło mnie to. Wtedy znowu szok
wziął górę, bo nie uroniłam ani jednej łzy w drodze do domu. Biegłam tak długo,
dopóki nie znalazłam się przed nim. Wbiegłam po schodach i weszłam do
mieszkania bez problemu, bo jak zwykle nie zamknęłam za sobą drzwi, gdy
wychodziłam. Wpadłam do środka i ruszyłam w stronę sypialni. Kiedy się w niej
znalazłam, wyjęłam z szafy walizkę i zaczęła wrzucać do niej wszystkie moje
ubrania. Wkładałam do niej wszystko, co wpadło mi w ręce. Od majtek przez
swetry na kąpielówkach kończąc. Nie zważałam na nic. Przeszłam do salonu i
wzięłam z niego najpotrzebniejsze dla mnie rzeczy. Wróciłam do pokoju i nagle
dostrzegłam fotografię. Fotografię, na której byłam ja Niall. Wszystko nagle we
mnie uderzyło. To, że jego nie było i dlatego się pakowałam, żeby najbliższym
samolotem uciec z Milton Keynes. To właśnie dlatego się pakowałam. Uświadomiłam
sobie, że nigdy więcej go nie przytulę ani nie pocałuję. Nigdy nie zobaczę jego
uśmiechu i jego pięknych, niebieskich oczu. Wówczas dopadła mnie histeria.
Zaczęłam potwornie płakać. Odwróciłam się i zobaczyłam moje odbicie w lustrze.
Moje ręce był pokryte jego krwią i to samo moja sukienka.
Wpadłam w panikę. Pobiegłam do łazienki i weszłam pod prysznic. Odkręciłam go i
nawet nie przejęłam się, że leciała z niego zimna woda. Chciałam zmyć z siebie
jego krew. W rozpaczy, gdy widziałam, ze z sukienki nie schodzi, zdarłam ją z
siebie. Stałam w samej bieliźnie, a lodowata ciecz opadała na mnie. Płakałam tak
bardzo, że zaczęłam się krztusić. Oparłam się o ścianę i się osunęłam. Nie
byłam w stanie nic zrobić, nawet się ruszyć. Mogłam jedynie płakać. Ból, jaki
przeze mnie co chwila przechodził, był nie do zniesienia. Czułam się jak
morderczyni. Czułam, że byłam najbardziej odrażającym potworem na Ziemi. Ta
myśl okropnie mnie przytłaczała.
Po kilkunastu
minutach, gdy cała trzęsłam się z zimna i byłam względnie bardziej spokojna,
wyszłam spod prysznica. Nie ruszyłam sukienki, mogła tam zostać. Spojrzałam na
moje odbicie. Mój makijaż był cały rozmazany, a włosy mokre i potargane. Byłam
cała sina i zmęczona. Wyglądałam okropnie, chociaż i tak nie oddawało to tego,
jak czuła się moja dusza. W odbiciu powinien pojawić się jakiś ork albo inne
przeraźliwe stworzenie.
Spakowałam
najpotrzebniejsze kosmetyki, rzeczy do make-up’u nie były mi już potrzebne. Nie
miałam dla kogo poprawiać swej urody, a i tak byłam odpychająca.
„Jesteś piękna najdroższa” rozebrzmiał w mojej głowie głos Nialla.
Taka byłam, zanim go nie zabiłam. Mój kochany blondasek nie żył. Mogłam się
równie dobrze zabić, a to byłaby ucieczka od problemu. Wołałam cierpieć za to,
co zrobiłam. Wróciłam do mojej sypialni i wrzuciłam kosmetyczkę do środka.
Wyjęłam z walizki jakieś ciuchy i je na siebie założyłam. Nie obchodziło mnie,
ze byłam cała mokra. Po co mi to było…
Wyszłam z bagażem z sypialni.
Wówczas dostrzegłam bukiet różowych róż, które Niall dał mi dzień wcześniej.
Nawet nie miałam siły już bardziej płakać. Podeszłam do wazonu i wyjęłam
kwiaty. Nie mogłam zostawić tam ostatniej rzeczy danej mi przez mojego
najukochańszego. Trzymałam je i poszłam do kuchni. Wyjęłam z jednej z szafek
pudełko z lakami. Wyjęłam z niego małe opakowanie z środkami uspokajającymi.
Nie mogłam się powstrzymać i wysypałam dwie tabletki. Po dłuższej chwili
namysłu wysypałam chyba z 10. Chciałam być otępiała i chociaż na chwilę
uspokoić ból, jaki sprawiało mi moje sumienie. Miałam ochotę krzyczeć, że
wiedziałam, że go zabiłam, ale nie chciałam, żeby ktoś mnie usłyszał. Połknęłam
tabletki i schowałam opakowanie do kieszeni bluzy. Z innej szafki wyjęłam
wszystkie moje oszczędności. Portfel i komórkę zostawiłam na balu. Zresztą, nie
było mi to potrzebne.
Wyszłam z
mieszkania zostawiając drzwi otwarte na oścież. Z Milton Keynes było niedaleko do lotniska.
Wystarczyło wejść w autobus i tam pojechać. Oszczędności miałam duże, nawet
bardzo. Starczyłoby mi na lot wszędzie. Nie miałam jakiegoś konkretnego celu.
Chciałam po prostu wejść na lotnisko i kupić bilet na najbliższy samolot.
Tak też się stało.