/Przepraszam bardzo to moja wina, że nie było tyle rodziału , ponieważ
nie miałam jak go napisać. No wiecie trzeba poprawiać oceny na półrocze.
Ale wróciłam i macie rozdział więc życzę miłego czytania/
Siedziałam na kanapie w salonie z kawą w ręku i moją ulubioną książką. O Niallu starałam się zapomnieć jak najbardziej lecz te 2 lata nic nie dały. Spojrzałam na zdjęcie na kominku i zobaczyłam nas na pierwszej prawdziwej randce. Patrzyłam w ten jeden punkt, a z oczu poleciały łzy. Przypomniała mi się piosenka Nialla i całego zespołu Spaces. Śpiewał tam : "Who’s gonna be the first to say goodbye?". Z moich ust wyszły cicho słowa "Ja kochanie" po czym przykryłam sie kocem, odłożyłam kubek z kawą i książkę.
Tylko się ułożyłam i zadzwonił mi telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam, że to szef. Miałam się stawić w firmie. Musimy ustalić temat kolejnej gazety i jestem im akurat do tego potrzebna, chociaż oni znają się lepiej. Powoli zeszłam z kanapy i skierowałam się do kuchni. Z małego koszyczka wyjęłam klucze do mojego samochodu, czarnego Range'a Rover'a. Skierowałam się w stronę korytarza, założyłam na siebie mój beżowy płaszczyk i botki w tym samym kolorze. Przyznam jak na jesień w Paryżu była ładna pogoda. Powoli wyszłam za drzwi, a następnie je zakluczyłam. Spojrzałam na parking gdzie stało moje auto i skierowałam się do niego. Po paru minutach byłam przed redakcją.
Otworzyłam powoli drzwi, przywitałam się z panią Margaret sprzątaczką i poszłam do windy. Musiałam wjechać na najwyższe piętro, czyli 5 bo tam odbywały się wszystkie obrady. Zapukałam lekko, a potem weszłam powoli. Wszyscy już byli,ja jak zwykle ostatnia, tylko tym razem wina szefa bo mi ostatni powiedział. Nazywa się Louis Tomlinson. Tak ten Louis, z One Direction. Od razu chciałam zrezygnować się, że to on będzie moim szefem. Obiecał mi, że nikt inny z chłopaków nie dowie się o tym gdzie mieszkam, gdzie pracuje. Nie znajdą mnie. Z moich przemyśleń wyrwał mnie głos Tomlinsona.
- Jak miło, że się zjawiłaś, a teraz usiądź - po czym wskazał krzesło koło siebie. Niechętnie skierowałam się w tamtą stronę. Tylko usiadłam on zaczął rozmawiać na temat nowego projektu.
- Postanowiliśmy razem z moimi znajomymi, że przylecą tutaj i pomogą nam z kampanią. Będzie to polegać na tym, że wybiorę osoby, które będą z nimi pozowały do zdjęć. Oczywiście dziewczyny tylko i wyłącznie. - Spojrzałam przerażona na moją współpracownicę Lily, a następnie na szefa.
- Czy mogę cię na chwile porwać ? - warknęłam.
- J... Jasne - odpowiedział niepewnie. Wiedział, że mi się to nie spodoba. Powoli otworzyłam drzwi i czekałam na jego przyjście. Nie pojawiał się dość długo więc zajrzałam do środka. Czy on właśnie całuje moją współpracownice ?! Tego już nie wytrzymam. Podeszłam tam pewnym krokiem i zaczęłam go ciągnąć za ucho za mną.
- Kurwa to boli. Puść mnie.
- Tak to się załatwia jak ktoś nie chce przyjść. - Kopnęłam mocno w drzwi i wyrzuciłam go na korytarz.
- Po pierwsze jesteś moim przyjacielem, ale muszę ci przywalić. - Po czym walnęłam go prosto w twarz.
- Ale jestem też twoim szefem. I mogę cię zwolnić. - Przycisnęłam go mocno do ściany, a nawet udało mi się go podnieś chociaż ważył może dwa razy więcej niż ja.
- Czy masz coś jeszcze do powiedzenia - zapytałam już nieźle wkurzona. Kiwnął przecząco głową na co go opuściła. Jednak dla pewności zablokowałam mu drogę ucieczki. Teraz się nasłuchasz Tomlinson.
- Po pierwsze jak ty możesz ? Masz Harre'ego ty dupku. - Powiedziałam po czym walnęłam go w twarz jeszcze raz ponieważ przypomniała mi się sytuacja w biurze.
- On się nie dowie nie ma jak. - Opowiedział po czym uśmiechnął się tryumująco.
- Przecież on tu przyjedzie mogę mu powiedzieć.
- Nie powiesz.
-Oj powiem tylko dla dobra sprawy. Do zobaczenia potem. Nie spieprz tego. - Dałam mu buziaka w policzek i powoli się odwróciłam. - A zapomniałam o jednym - powiedziałam po czym przywaliłam mu prawym sierpowym na ostrzeżenie. - To za to, że przyjadą chłopaki. Nie czekaj raczej mnie tu wtedy nie będzie, chyba że sytuacja się powtórzy.
Powoli szłam w stronę wyjścia, a oczy wszystkich kierowały się na mnie. Nawet miła pani Margaret teraz się mnie bała. Weszłam do windy i zaczęłam się uspokajać. To tylko parę tygodni. Przetrwasz je na ten przyjazd. Powtarzałam sobie, a po dojechaniu do domu byłam już spokojna.
kurde ;o się porobiło :P
OdpowiedzUsuń